Skoczka...

Ewelina131

Dzisiaj 08.05.2010r. o godzinie 10.23, moja Skoczka zdechła. Zawsze będę pamiętać tą datę. I ją także będę pamiętać, jako cudowną małą moją córeczkę. Jeszcze w nocy, około 24.00 ŻYŁA!!! Dzisiaj rano, wstaję, a Jumper biega w kołowrotku. Myślę, że coś Skoczki nie ma, więc zaglądam do klatki, a tu z domku wystaje ogon i łapki Skoczki. Od razu wiedziałam, że coś się stało. Podnoszę domek, a ona... ledwo żyje. Wzięłam ją na ręce, położyłam na biurku. Zauważyłam, że z jej odbytu wystaje kawałek "bobka". Pół godziny masowałam jej brzuszek, nie wiedziałam co mam robić. Sęk w tym, że nie miałam neta. Myślałam, że ma zatwardzenie. Masowałam i masowałam, miała jakieś skurcze. Ciągle sikała. Ona leżała i jak ją masowałam, to czułam wszystkie jej kości, tj. nie miała nic wewnątrz. Miała wpół otwarte oczy i lekko oddychała. Próbowałam jej pomóc wydostać tego bobka z odbytu, wykałaczką, ale nic nie dało, bo zaschnął. Namoczyłam jej delikatnie ząbki (ząbki miała piękne, pomarańczowe) wodą. W tym czasie ryczałam jak głupia. O godzinie 10.23 przestała oddychać.. Zalamany