Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
damson
Użytkownik
Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 17:53, 06 Gru 2010 Temat postu: Nie je :( Tylko leży. |
|
|
Hej. Mam problem z moją koszatniczką. Znalazłam ją zimną w klatce na w pół żywą. Ogrzałam ją, zrobiłam jej termosy. Potem zaczęła piszczeń bardzo i chyba miała padaczkę (wyglądało to trochę jak opętanie). Położyłam ją w osobnej klatce z termosami żeby miała ciepło. Rano jak wstałam żyła. Bardzo schudła, zapadły się jej boki, nie jadła i nie piła. Zawiozłam do weterynarza. Tam maluch dostał dwa zastrzyki. nastepnego dni było lepiej. zaczął już jeść najpierw mu podawałam pokarm potem sam już jadł. Miał żywsze ruchy i było w sumie ok. aż do dziś. Tej nocy znów leżał. Rano nie chciał jeść, nie je nic tylko leży iprzewraca się z boku na bok (to tak jakby z głodu, jak człek głodny to też się tak w łóżku wierci). Do weterynarza mam daleko, i nie mam za bardzo połączenia
Poradźcie co mu może być, czy mam mu na siłę podawać pokarm, Aha koszatniczka zrobiła się bardzo agresywna nie można jej nawet dotknąć, mam całe pogryzione ręce (wet kazała podawać na siłę wapno).
A i Reidar (tak ma na imię) ma ok 2 lat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Darka122
Użytkownik
Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Pon 18:37, 06 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Hmm...z tego co piszesz,to koszatniczka możliwe,że ma wściekliznę(o ile leci jej z pyska biała piana).Możliwe też jest ,że ktoś ją wyrzucił,bo już wcześniej była na coś chora albo ugryzło ją jakieś zwierzę...Staraj się z nią jeździć do weterynarza.Pisałaś ,że nie masz z nim za bardzo połączenia.Mam nr telefonu do ponoć bardzo dobrego weterynarza,ale on pracuje w okolicach Wrocławia,a nie wiem gdzie Ty mieszkasz.Powiedz gdzie,jeżeli gdzieś w pobliżu ,to podam Ci jego nr,a jeżeli nie,to trudno,ktoś inny poda Ci kontakt z weterynarzem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
damson
Użytkownik
Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 19:21, 06 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Hej jestem z okolic Zielonej Góry. Znam dobrą panią weterynarz, która zajmuje się gryzoniami to u niej byłam, tyle że ja mam troszkę do ZG, a połączenie kiepskie, wtedy jak z nią jechałam to miałam podwózkę ale nikt tak jak ja nie przejmuje się gryzoniami. a wścieklizny raczej nie ma, mam ją od małego... no i żadnej piany z buzi, choć mama też ki to zarzuciła, rany po ugryzieniahch bardzo bolą ale goją się zawsze to był dzikus bo drugi starszy jest oswojony bardziej, może dlatego ze byl wczesniej sam. nie wiem chyba na siłę ją nakarmię teraz leży zakopana nie wiem czemu się tak pzykrywa sprawdzam co chwilę i jest ciepła nie chcę żeby się męczyła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Darka122
Użytkownik
Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Wto 16:29, 07 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Wiesz co,kiedyś mój chomik zachowywał się podobnie i potem niestety zdechł.Tak wiem chomik to nie to samo co koszatniczka,ale chomik i koszatniczka ,to przecież obydwoje zwierzęta.Nie wiem jak Ci pomóc.Staraj się jeździć jak najczęściej do weterynarza ( w miarę możliwości)...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina131
Użytkownik
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:40, 07 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Mój kosz miał identyczne objawy. Tez dostał od weta dwa zastrzyki i było lepiej. Dwa dni później znów nastąpiły objawy. Pod wieczór tego samego dnia kosz odszedł.
Także gryzł, wyginał się, schudł itp. Możliwe , że dobiegł koniec życia kosza (mój kosz miał 1,5 roku).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
damson
Użytkownik
Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 20:54, 07 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Hej mój koszatek ożył znów bryka i gryzie pręty od klatki albo badyla nawet zaczyna coś przegryzać Może on się tylko na mnie mści za to, że go oddzieliłam od Morgana A nie wiecie dlaczego obie się tak biją? razem żyły ponad rok.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina131
Użytkownik
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:22, 07 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Za jakiś czas znów objawy mogą się pokazać. Tak było z moim koszem, więc bądź ostrożna.
Koszak nigdy (i to sobie zapamiętaj) nie będzie się w jakikolwiek sposób mścił. Tak samo jest z psami. Zwierzęta nie czują zemsty. I na stówę nie dlatego, że oddzieliłaś go od reszty stada.
Kosz po prostu jest chory, ale objawy pokazują się co jakiś czas. Uważaj na koszka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
damson
Użytkownik
Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 21:38, 09 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Heh dzięki za radę na razie jest ok.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sziwaaa
Użytkownik
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:09, 26 Gru 2010 Temat postu: :( |
|
|
hej moja koszatniczka miala identyczne objawy od jakiegos czasu strasznie schudala niedawno jak chcialam ja wziasc na reke zobaczylam ze lezy pomyslalam ze to juz konie ze umrze w ten sam dzien i przykrylam ja bo straszne byla zimna a w nocy jak sie obudzilam zobaczylam ze chodzi po klacce byla slaba ale wstala wzielam ja do luzka i lezalam az ona dostala jakiegos altaku zaczela skakac trwalo to sekundy i polozyla sie bezwladnie przestraszylam sie myslalam ze juz nie zyje a ona z ledwoscia oddychala nastepnego dnia rano przed szkola sprawdzam co u niej a ona siedziala i byla taka slaba meczyla sie biedna przez 3 dni az w koncu odeszla nastepnego dnia w godz popoludniowych nie wiem dokladnie co jej bylo ale strasznie cierpiala i z twoim koszem tez moze tak byc a powiedz mi czy on schudł i ma powiekszony brzuch?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina131
Użytkownik
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Stargard Szczeciński Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:18, 26 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Jeśli twoje koszka miała powiększony brzuch, to mogło to być zatrucie. Strasznie szkoda, że nie poszłaś z koszkiem do weta. Dałby może jakieś zastrzyki wzmacniające, albo co innego. Trzeba było dać koszce słoik z ciepłą wodą owinięty jakimś materiałem (lub wsadzić w skarpetę). Koszce na pewno byłoby cieplej. Ale najważniejsze, żeby iść do weta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Teska
Użytkownik
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 1585
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Żagań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:47, 26 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Sziwaa na Twoim miejscu nie chwaliłabym się publicznie, że przez Ciebie niewinne zwierzę cierpiało przez 3 dni. Ciebie mama tez nie zabiera do lekarza jak jesteś chora?
Zwierzaka może i dałoby się uratować, ale po co, można przecież patrzeć na powolną i bolesną śmierć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
destin00123
Użytkownik
Dołączył: 21 Lis 2012
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:48, 21 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Hej, w ostatnich dniach śledziłam wszelkie tematy związane z chorobą u koszatniczek, bo mój Cery chorował, jak się okazało, na niestrawność. Zmarł wczoraj. Teraz specjalnie loguję się na forach, by ostrzec wszystkich, którzy spotkają się z podobnym problemem.
NIE POZWÓLCIE, BY WETERYNARZ KARMIŁ WASZĄ KOSZĘ SPECJALNĄ MAŚCIĄ! (w dużych ilościach, nie rozcieńczoną)
Oto jej opis: jest brązowa, bardzo lepka, ma charakterystyczny zapach, którego nie jestem w stanie teraz dookreślić, jest bardzo gęsta, ma w sobie dużo chyba glukozy. Jako że mój Cery miał w jelitach dużo niewydalonej treści, weterynarz nakarmiła go tą maścią, która miała dostarczyć mu witamin i posunąć kupkę do przodu. Powiedziała, że nie mam karmić małego niczym innym, bo dużo maści wcisnęła mu do pyszczka. Do tego dostał dwa zastrzyki, jeden z antybiotykiem. Tak jak kazała weterynarz, nie karmiłam Cerego i dbałam by miał ciepło, cały czas przebywając z nim. W nocy zaczął charczeć oddychając (myślałam, że z bólu) i bałam się, że odejdzie. Wytrzymał jednak. Następnego dnia pojechałam znowu do weterynarz, po drugą porcję leku. Mały dostał kroplówkę w postaci zastrzyku, antybiotyk i znowu tą cholerną maść, której tym razem nie chciał jeść i bronił się przed nią, jak tylko się dało. Po powrocie do domu charczał jeszcze głośniej. Zdawało się, że antybiotyk pomógł, bo Cery leżał już normalnie, nie rozkładał się, ale był bardzo słaby i nie wypróżniał się. Kilka godzin później, kiedy sytuacja miała się jeszcze gorzej i mały zaczął szeroko otwierać usta, domyśliłam się co tak naprawdę jest źródłem charczenia.
Ta maść, której trochę widocznie zostało mu w pyszczku, przykleiła się od środka, a jako że mały wydzielał mniej śliny, bo nic sam nie pił, to nie spłynęła. To pewnie wyglądało mniej więcej tak, jakbyśmy my napakowali sobie do buzi pełno ciągnących się, lepkich cukierków i pozwolili im zaschnąć. Może gdyby był dokarmiany gerberami czy zwykłą wodą, to spłynęłaby, ale według rady weterynarza nie chciałam go przepełnić. Gęsta maść zatkała mu coś w buzi tak, że coraz gorzej mu się oddychało. Zaczął walczyć o powietrze. Próbowałam przepłukać mu pyszczek wodą ze strzykawki, sama wdmuchnąć powietrze... nic nie pomagało. Mały dusił się, ale bardzo powoli. Na początku walczył silnie o powietrze, a potem już coraz słabiej. Męczył się prawie godzinę. Patrząc jak cierpi, dzwoniłam do najbliższego weterynarza, by uśpił maleństwo, ale ten odmówił mi, jako że nie zna historii choroby i nie ma kartoteki... a mały cierpiał dalej. Do kliniki weterynaryjnej w mieście, gdzie leczyliśmy Cerego, mieliśmy pół godziny samochodem. Nie zdążyliśmy na czas.
Cały czas myślę o tym, jak moje maleństwo cierpiało, dlatego piszę do was, na forum, by ostrzec was przed ciągłym stosowaniem tej maści. Pewnie tak jak ja, mając chorą koszatniczkę szukacie w Internecie jakiś wskazówek. Nie zniechęcam do pójścia do weterynarza. Wizyta u niego jest bardzo ważna. Podejrzewam, że bez zastrzyków z antybiotykiem niestrawność nie przeszłaby mojemu maleństwu. Ostrzegam jednak przed tą maścią. Jeśli wasz wet będzie chciał nakarmić nią waszego pupila (to może się stać szczególnie w klinice weterynaryjnej w Gliwicach), pytajcie o zamienniki, albo za pozwoleniem karmcie go we własnym zakresie, nie wiem, zróbcie cokolwiek, by nie dopuścić do takiej sytuacji, która przytrafiła się mi i Ceryniemu.
Najgorzej jest, gdy wiecie, że wasze stworzonko mogłoby prawdopodobnie przeżyć, ale jakiś nieświadomie popełniony błąd go zabija.
Życzę powodzenia w walce z chorobami swoich pupili wszystkim obecnym i przyszłym użytkownikom forum. Niech zdrowie dopisuje waszym koszatniczkom.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme Diddle v 2.0.20 par HEDONISM
|
|